Wainwrights - mark them all! 88, 89, 90, 91. Grasmere.
Witam wszystkich odwiedzających w nowej serii artykułów skupionej wokół eksploracji 214 lokalnych szczytów, które potocznie zwane są Wainwrightsami, na cześć pierwszej osoby, która skrupulatnie udokumentowała je wszystkie - Alfreda Wainwrighta.
Kilka słów o samym podróżniku i jego dziedzictwie.

Alfred Wainwright urodził się w mieście Blackburn, hrabstwo Lancashire 17 stycznia 1907 roku.
1930 roku, gdy miał zaledwie 23 lata udało mu się zaoszczędzić na wymarzony urlop w Lake District, który spędził razem ze swoim kuzynem w przepięknej i turystom dobrze znanej miejscowości - Windermere. Stąd wybrali się na wycieczkę na pobliskie wzgórze Orrest Head, gdzie młody Alfred po raz pierwszy zobaczył rozciągającą się przed jego oczami panoramę Lake District. Jeśli wierzyć potocznie głoszonej opinii - ten właśnie moment zmienił jego życie, moment który on sam później określał jako początek jego "miłosnej przygody" z naszym pięknym regionem.
W 1941 Wainwright zmienił pracę by znajdować się bliżej ukochanych wzgórz i przeniósł się do miasta Kendal, gdzie żył aż do swojej śmierci, która nastąpiła z powodu ataku serca dnia 20 stycznia 1991 roku. W tym okresie powstało również jego najsłynniejsze dzieło "Pictorial Guide to the Lakeland Fells", które rozpoczął dnia 9 listopada 1952 i sukcesywnie przez kolejne 13 lat(!) w tempie 1 strona każdego wieczoru tworzył. Oto obraz człowieka zdeterminowanego i przykład wytrwałości godnej naśladowania.
W latach 20 tych XXIw. jego miłość do lokalnych terenów podziela szerokie grono osób, zarówno mieszkających w okolicy jak i odwiedzających z pozostałych części kraju, a nawet świata!
Ja również śmiało mogę stwierdzić, że zaliczam się do wspomnianej grupy, ponieważ kompletnie zakochałem się w lokalnych krajobrazach, bogactwie przyrody, pięknie otaczającej mnie na każdej wyprawie natury.
Serią tych artykułów, foto-relacji, postaram się przybliżyć Wam, Drodzy odwiedzający, klimat miejsc, które odwiedziłem lub będę odwiedzał, byście i Wy, będąc (jeszcze?) daleko, mogli nacieszyć oczy pięknymi widokami. To jest oczywiście do czasu, aż spotkamy się, być może, pewnego dnia, na jednym z lokalnych szlaków, czego sobie i Wam serdecznie życzę! :)
Grasmere - Arthur Stone, Great Rigg, Heron Pike, Nab Scar.

Mój ostatni, marcowy wypad rozpocząłem w miejscowości Grasmere, zostawiając samochód na jednym z wielu dostępnych w okolicy parkingów. Wędrówkę rozpocząłem w okolicach godziny 10:00, a więc jak część z Was może się słusznie domyślać, całkiem późnej porze. Postaram usprawiedliwić się tutaj faktem lokalności wspomnianej miejscowości oraz tym, że planowana trasa i zdobycie 4 szczytów nie powinny zająć mi w tym przypadku dłużej niż 4 godziny, jak też się stało.
Zaraz przy 3 gwiazdkowym hotelu "The Swan", przy którym nota bene można również zaparkować swój samochód, podążamy kawałek główną asfaltową drogą, mijamy pierwsze skrzyżowanie, a następnie skręcamy w prawo. Droga przerodzi się w węższą, nadal asfaltową, drogę dojazdową do lokalnych posesji, na końcu której będziemy mieli drewnianą bramę i 2 ścieżki do wyboru, zależnie od celu jaki obraliśmy.



Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów wysokości docieramy do końca lasu po naszej lewej stronie oraz kolejnego kamiennego murku. I tym razem spotykamy pomocne słupy ze znakami wskazującymi kierunek i zgodnie z ich wskazówkami - skręcamy w prawo, kontynuując wspinaczkę. Naszym oczom ukazują się pierwsze wspaniałe widoki.

Po dotarciu do Stone Arthur, który jest najbliższym i niejednoznacznie oznaczonym wzniesieniem, kontynuujemy naszą wędrówkę w kierunku Great Rigg pod czujnym okiem lokalnych mieszkańców... ;)


W końcu sami napotykamy połacie śniegu na naszej drodze i docieramy na szczyt Great Rigg, z którego roztacza się przepiękny i zapierający w dech widok we wszystkich kierunkach!

Silny, zimny wiatr skutecznie zniechęcił mnie do zrobienia sobie przerwy w tym punkcie trasy. Czas zacząć powrót do samochodu, przy okazji zdobywając kolejne zaplanowane na dziś szczyty - Heron Pike oraz Nab Scar. No i ta kawa! Czas na kawę! :)



Zmiana planów - wracamy "przez" pobliski staw Alcock Tarn, wspomniany wcześniej na kierunkowskazie na samym początku naszej podróży. Powód? Oszczędność czasu i praktyczność nowej ścieżki - wylądujemy dużo bliżej naszego punktu startowego.



Mam nadzieję, że dzisiejsza relacja się Wam podobała i przybliżyła choć trochę ten piękny zakątek naszego regionu.
Aby przejść moimi krokami zachęcam do śledzenia/zaimportowania trasy z mojego profilu Garmina poniżej.
Pozdrawiam, do usłyszenia w następnej relacji oraz oczywiście - do zobaczenia na szlaku! :)
Jakub Janik.