Boże Narodzenie w dawnych czasach

Nie jestem ekspertem od polskich tradycji ludowych - nad czym ubolewam, bo każdy region to pod tym względem jakby inny zakątek skarbca, do którego nieczęsto się już zagląda - ale wpadła mi w ręce ciekawa książka z lat 30-tych, gdzie zostały zebrane cytaty, relacje, opisy zwyczajów, które były w tamtych czasach jeszcze praktykowane (oraz takie, które już wtedy odchodziły w niepamięć) i im bardziej zagłębiałem się w lekturę, tym bardziej miałem poczucie, że jest to coś czym zdecydowanie warto się podzielić.

Powiedzieć, że w naszych czasach różne święta - a już przede wszystkim Święta Bożego Narodzenia - są skomercjalizowane do granic możliwości to tak jakby nic nie powiedzieć. Ledwo z wystrojów sklepowych poznikają dynie i nietoperze a od razu ich miejsce zajmują czerwone krasnale, bombki i choinki, a z głośników zaczynają płynąć, już nawet nie kolędy, a różne “zimowe przeboje”, do których zdążyliśmy się tak bardzo przyzwyczaić.

Czy to wszystko jest jakiś aspekt “świątecznego klimatu”? Jakiś, owszem jest - ale żeby nie stać się świątecznymi minimalistami i nie dać się bezwolnie przewieźć tą marketingową karuzelą tylko po to, żeby za kilkanaście dni skwitować wszystko klasycznym stwierdzeniem “Święta, Święta i po Świętach”, zróbmy krok w bok i z kubkiem grzanego wina (opcjonalnie) w ręku, zobaczmy jak nasi rodacy przeżywali ten czas na przestrzeni wieków.

Zacznijmy od dwudziestolecia międzywojennego. Trudno znaleźć lepszy fragment na początek niż ten z “Listów ze wsi” Władysława Orkana:

“Kto zna choć trochę wieś naszą, ten wie pewnie, czem są dla niej święta, i jak trudno byłoby ludziom wiejskim znieść jednostajną, można rzec katorżniczą monotonię dni pracy, gdyby nie te bukiety przerw. Bo zaiście - święta są barwnymi momentami w szarości uprzykrzonej czasu.

Reprodukcja obrazu Ludwika Stasiaka.

Są, niby oaźne chłody w spiece gościńca, stacjami wypoczynkowymi dla ducha i ciała w ciągłości robót. Utylitarnie mówiąc, są jakby rodzynki, nagromadzone w jęczmiennym placku żywota.

W mieście nie odczuwa się tak znacznie wagi życiowej świąt; nie różnią się innym światłem od powszedniości, jak jeno zwolnionym tętnem ulicznego ruchu, poobiednią nudą rodzinnych siest, ożywieniem wieczornych lokali, podczas gdy na wsi mają dni świąt szczególnie miłą, osobliwą barwę, i są wobec dni powszednich jako niebo znagła błękitem roześmiane wobec nudnej, ołowianej słoty.

(...) Najweselsze są z wszystkich Święta Bożego Narodzenia. Mają one w nastroju wyjątkową barwę. Szatę ich śnieżną można malować jako bajkę, w kolorze białym i niebieskim z przydaniem fioletu. Złączone są z ich jawą pół-śnione obrazy zimy.

Okiść biała na drzewach, ślady stóp niebieskich w śniegu, świeczki wilcze w noc wyiskrzoną mrozem kolędnicy.

Reprodukcja malarstwa Adama Setkowicza.

(...) Różne też z pamięcią trwałą Świąt Bożego Narodzenia łączą się obrazy wspomnień. Bowiem, ile ziem, ile okolic w Rzeczypospolitej, tyle odmiennych zwyczajów, związanych z temiż Świętami. Etnografja zanotowała jeno kilka typów tych zwyczajów (jak np. kolędnicy z szopką, z gwiazdą, gwiazdorem lub turoniem), reszta czeka - ba, gdyby czekała! - odmienia się lub ginie, niezanotowana. Wskazanem byłoby, żeby w każdej okolicy, z każdego nawet kąta (bo różnic tyle, ile parafii) zwyczaje te i dawniejsze, z lat młodych zapamiętane, do odnośnych czasopism podawano - a może kiedyś z zapisów tych mógłby syntetyk obraz stworzyć: Boże Narodzenie w Polsce. Jak do dziś - mamy jeno ciekawe fragmenty.

Jednakże od strony etnografji, rzecz ujęta, tę chyba niestety ma w sobie [wadę], iż brak jej najważniejszego: nastroju. Tego, co się opowiedzieć nie da, co jest zwiewne, nieuchwytne, a co się czuje. Czuje to tak samo pasterz jak król.

Porówni też ongi znaleźli się w Betlejem w stajence. A nastrój właśnie, o pachności niebiańskiej, osobliwie, jak dym z niewidzialnej kadzielnicy, rozsnuwa się naokół dni Świąt Bożego Narodzenia i przenika tąż samą betlejemską, wonią zwyczaje, do tych dni w roku przywiązane, bawiąc je przytem jakąś pasterską iście naiwnością, mądrością dzieci, Bogu miłą, tak osobliwo-właściwie, iż w innym czasie, wyjęte poza ów nastrój, raziłyby jak taniec w kościele.

Reprodukcja malarstwa Józefa Krasnowolskiego.

A właśnie w dzień Bożego Narodzenia tanecznie niesie się dusza. Tańcami są też nuty kolęd.

Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony

to staropolski wspaniały polonez, który z pęknięciem podwoi, łańcuchem robron szerokich i zamaszystych kontuszów, wkracza triumfalnie, niby rzeka spieniona, do sali... Inne to - polki, obertasy, mazury, krakowiaki. Lud je też z zapałem śpiewa, czując, że z niego na weselu dusze się zrodziły. Sam Bóg, groźny na adwencie, daleki - wysoki, w tych dniach staje się Jezuskiem małym, Dzieciną drogą, bliską ludziom, wszystko przebaczającą - a oni oto bawią się z ufnością, bo Bóg-Dziecina zszedł między nich; bawią się i przyśpiewują wesoło, skocznie, jak na chrzcinach. Są przyośmieleni.

Czasem po prawdzie za daleko ta śmiałość się posunie. Oto chłopina podpity, spóźniwszy się na jutrznię, gdy wszedł pod chór do kościoła, a organista właśnie uciął z góry: „Pasterze bieżeli" - nie namyślając się, objął pierwszą z brzegu babinę ramieniem i puścił się z nią w tany... Kiedy indziej strach by go, choć i podpitego, wstrzymał. Lecz w nastrojeniu tej chwili - gdy pająk Iśni świecami - ksiądz w kapie jasnej - ściany radością tłumu huczą - organy skocznie grają - nawet aniołki pucułowate, w stalach chóru, dmą na fujarkach, aż im policzki pęcznieją - jakoż spokojnie ochotnemu ustać... Ufać można, wybaczył też ochotnie jemu Bóg-Dziecina.

Kartka świateczna z 1938 roku.

Obyż ludzie stali się dziećmi. Obyż nastrój niebiański Świąt Bożego Narodzenia wniknął w ich dusze trwale, przeniknął w dni powszednie roku. Udzieliła mi się widzę naiwność wspomnień dziecinnych i przesłoniła - jakże mądrą, i jak smutną trzeźwość. Jak dotąd i jak pewnie zawsze - Święta Bożego Narodzenia będą momentami nastrojowymi w kole czasu, barwą osobliwie piękną w szarości roku.”

Z “Listów ze wsi” Władysława Orkana

Ale z tego ośnieżonego wiejskiego kościółka przenieśmy się teraz jeszcze kilkaset lat wstecz do zalanej mrokiem królewskiej katedry, gdzie za chwilę mają rozpocząć się Roraty.

Tekst Rorate caeli ze średniowiecznego manuskryptu.

“Nabożeństwo to nie było może w żadnym kraju tak solennie obchodzone jak w Polsce. Odbywają się zawsze przed wschodem słońca, aby wierni okazali gotowość na Sąd ostateczny i czujność w oczekiwaniu przyjścia Zbawiciela. Podczas tej mszy świętej goreje na ołtarzu siedm świec, tak jak w Starym Zakonie świecznik siedmioramienny roztaczał światło w Świątyni Jerozolimskiej.

Reprodukcja akwareli Stanisława Tondosa.

Królowie polscy, od Bolesława Wstydliwego począwszy, osadzali w czasie rorat rozpaloną świecę na najwyższym środkowym lichtarzu świecznika, mówiąc “gotów jestem na Sąd Boży”. Drugą stawiał Prymas Polski, mówiąc “Sum paratus ad Adventum Domini”, trzecią senator świecki, czwartą ziemianin, piątą rycerz, szóstą mieszczanin, a siódmą chłop w siermiędze, wszyscy powtarzając za królem: “gotów jestem na Sąd Boży”.

Piękny opis tej ceremonii daje nam Wł. Syrokomla w swych “Staropolskich Roratach”, z których poniżej przytaczamy wyjątek:

Od Bolesława, Łokietka, Leszka,
Gdy jeszcze w Polsce Duch Pański mieszka
Stał na ołtarzu przed mszą roraty
Siedmioramienny lichtarz bogaty.
A stany państwa szły do ołtarza,
A każdy jedną świecę rozżarza;
Król - który berłem potężnem włada,
Prymas - najpierwsza senatu rada,
Senator - świecki opiekun prawa,
Szlachcic - co królów Polsce nadawa,
Żołnierz - co broni swoich współbraci,
Kupiec - co handlem ziomków bogaci,
Chłopek - co z pola, ze krwi i roli
Dla reszty braci chleb ich mozoli.
Każdy na świeczkę grosz swój przyłoży
I każdy gotów iść na Sąd Boży.
Tak siedem stanów z ziemicy całej,
Siedmiu płomieńmi jasno gorzały,
Siedem modlitw treści odmiennej
Wyrażał lichtarz siedmioramienny.

To Roraty - a skąd wzięła się Pasterka?

“Pasterka jest to uroczysta msza święta, którą odprawia się o północy w Wigilię Bożego Narodzenia. Przy jednym z bocznych ołtarzy urządzony jest żłóbek, pięknie udekorowany, a z chóru rozbrzmiewają staropolskie kolędy. Pomysł tego nabożeństwa pochodzi od świętego Franciszka Serafickiego, który, chcąc utrwalić pamięć narodzin Dzieciątka Jezus urządził za zezwoleniem Ojca świętego żłobek w grocie wśród lasu. Kazał tam nanieść siana i przyprowadzić wołu i osła. Następnie zgromadził braciszków i ludność i rozpoczął nabożeństwo.

Święty Bonawentura tak o nim wspomina:

Las zabrzmiał pieśniami; a cudowna ta noc równie była świetną jak uroczystą, już tysiącem gorejących lamp, już rozlegającymi się pieśniami. Słowem, były to dźwięki pełne harmonii i jasność iście niebieska. Sługa zaś Boży Franciszek klęczał nabożnie tuż przy jasełkach, zalewając się obfitymi łzami i promieniejąc weselem. Msza święta odprawiała się przy jasełkach, a diakon Chrystusa, Franciszek, śpiewał św. Ewangelię. Na koniec miał kazanie do ludu o narodzeniu się ubożuchnego Króla; a ilekroć chciał Go nazwać po imieniu, nazywał Go pieszczotliwie betlejemskim dzieciątkiem.

Święty Franciszek z Asyżu przygotowujący żłobek.

Kult dla pasterki pozostał w narodzie polskim aż do dzisiejszych czasów. Choć mróz trzaskający na dworze lub śnieg sypie w oczy, kto zdrów śpieszy do kościoła; w domu zostają tylko starcy, chorzy i dzieci.

Po pasterce około godziny drugiej w niektórych okolicach Małopolski, np. w Beskidach, obchodzą chłopcy, “podłaźnicy”, wioskę, składając życzenia, “podłazy”, przy czym sypią owsem po izbie.”

Myślę, że przy tej okazji warto jeszcze spojrzeć bliżej na sam wieczór Wigilijny - ciężko się zdecydować na jakieś konkretne opisy, tyle ich jest - ale dla lepszego zrozumienia i wczucia się w to czym powszechnie były Święta Bożego Narodzenia jeszcze sto lat temu weźmy przynajmniej te trzy - opis Wigilii w polskiej chacie na wsi, pasterka w podziemiach Wieliczki oraz pierwsze Święta na emigracji w Brazylii.

24 grudnia w polskiej chacie

“Ze wszystkich świąt w roku Boże Narodzenie ma charakter najbardziej rodzinny, serdeczny i radosny. Poprzedza je Wigilia, z którą związane są specjalne zwyczaje, w Polsce dość ściśle jeszcze przestrzegane.

Ścinanie choinek. Reprodukcja malarstwa Adama Setkowicza.

W dniu tym zachowuje się post skrupulatnie, gdyż do wieczerzy prócz chleba, kartofli i śledzia nie używa się od rana innych pokarmów. Bo też i czasu nie ma na przyrządzanie gotowanych potraw; od wczesnego ranka wre gorączkowa robota. Gospodarz zrywa się już przed świtem, by zaopatrzyć dom i inwentarz na trzy dni świąt; należy więc drzewa narąbać pod dostatkiem, narżnąć sieczki dla koni i bydła, przygotować słomy na podściółkę. Gospodyni uwija się żwawo, by napiec jeszcze dostateczną ilość chleba - strucle na szczęście już dzień naprzód upieczone - oczyścić kuchnię i izbę i nadać im wygląd odświętny. Do południa wszelka praca musi być ukończona, gdyż czas już robić przygotowania do wieczerzy. Trzeba przynieść snopek słomy oraz wiązkę siana i rozłożyć je pod stołem wigilijnym, można i w rogach izby postawić snopki zboża, a nie zawadzi i pod obrus rozesłać trochę siana - nie należy przy tym zapominac słów: “Słoma do chałupy, a bieda z chałupy”.

Wieczór przy choince. Reprodukcja malarstwa Józefa Krasnowolskiego.

Gdy pierwsza gwiazdka zabłyśnie na niebie, cała rodzina gromadzi się wokół stołu wigilijnego. następuje tradycyjny zwyczaj dzielenia się opłatkiem. Najpierw rodzice łamią opłatek między sobą, następnie podchodzą do dzieci, gości, a wreszcie do domowników, podając opłatek do podziału i wyrażając serdeczne życzenia dalszej pomyślności. Wszyscy uczestnicy wieczerzy powtarzają ten ceremoniał. Piękny ten zwyczaj polski ma głębsze znaczenie: z chwilą przełamania się opłatkiem ustają spory między powaśnionymi, a wszelkie nieporozumienia idą w niepamięć, - następuje zrównanie wszystkich stanów, by jedna wielka rodzina, węzłem braterskim złączona, zgromadziła się przy żłobku Nowonarodzonego.

Wigilijna wieczerza winna składać się z nieparzystej liczby potraw - zwykle z dziewięciu na pamiątkę dziewięciu chórów anielskich, które śpiewają przy narodzeniu Boskiego Dzieciątka. Potrawy przyrządza się z płodów pochodzących z pola, lasu, wody, sadu i ogrodu, aby urodzaj wszelaki zapewnić na przyszły rok. Liczba i jakość potraw zależna jest od zamożności gospodarstwa. A więc w bogatszych domach bywa zwykle: zupa migdałowa lub rybna, następują grzyby z kapustą, dalej karp w szarym sosie i szczupak pieczony - wreszcie łamańce z makiem, kompoty z suszonych owoców i strucle z makiem i migdałami. Na kresach wschodnich Polski obowiązkową potrawą jest kutja czyli placek pszenny z miodem.

U ludu potrawy bywają skromniejsze; w uboższych domach śledź zastępuje rybę, prócz tego jada się barszcz, kaszę jaglaną, kapustę z grzybami i ulubione kluski z makiem i miodem.

Stół wigilijny. Reprodukcja malarstwa Stanisława Tondosa.

(...) W niektórych okolicach zachowany jest jeszcze dawny zwyczaj zastawiania nakrycia dla “tych co odeszli na zawsze”, oraz składania dla nich ułamka opłatka. Wincenty Pol wspomina o tym obyczaju w “Pieśni o domu naszym”:

...trzy krzesła polskim strojem
Koło stołu stoją próżne,
I z opłatkiem każdy swoim
Idzie do nich spłacać dłużne
I pokłada na talerzu Anielskiego chleba kruchy,
Bo w tych krzesłach siedzą duchy!
Nikt nie pyta, o kim mowa,
Wszyscy wiedzą co się święci,
i dla kogo serce chowa
Winną pamięć w tej pamięci.
Łzą się ucztę rozpoczyna,
Niemo liczy się drużyna
Ze strat wszystkich, z lat ubiegłych,
Z nieobecnych i poległych...

Pasterka w podziemnych grotach Wieliczki

“Wieczór. Zmrok gęsty, przybielony tylko puszystymi płatami padającego śniegu, zawisł nad chatami górników. Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka. Ciekawie wyglądające zza okien twarze znikały. Wnętrze domów zalał migotliwy blask świeczek choinkowych - a na twarzach domowników zabłysła wielka radość.

To polski górnik i jego rodzina cieszą się polska wigilią. Z każdego domku, z każdej najuboższej choćby chatki górnika wydobywają się dźwięki wesołych, ochoczych i żwawych kolęd. Czasem dźwięki te zlewają się z harmonią cichych, płaczliwych skrzypek...

Dziesięciotysięczne miasteczko przy śpiewie i opowiadaniach o świętej Kindze, patronce polskiego górnika, oczekuje niecierpliwie północy. Naraz rozkołysały się dzwony kościelne i zaroiły się ulice miasta. Miękki śnieg sypie dalej na głowy górników i muska delikatnie twarze przechodniów. Wszyscy zamiast do kościoła zdążają do zwykłego małego domku. Tylu ich już weszło - i wciąż jeszcze wchodzą. Nie ma końca! Gdzież oni się tam pomieszczą? Jakżeż tam musi być ciasno! Spuszczają się w windzie w głąb ziemi. Na głębokości 300 mtr. pod ziemią wije się olbrzymia ilość chodników i korytarzy o łącznej długości 200 km! Ogólna pojemność wszystkich grot, sal, komór i kaplic podziemnych wynosi półtrzecia miliona metrów sześciennych.

Kaplica św. Kingi. Pocztówka 1937

Mogłoby się tu zbudować drugie miasto. Niektóre z tych grot i korytarzy są tak stare, jak stare jest samo miasto Wieliczka. Dokładnych dat o wydobyciu pierwszej bryły soli i założeniu miasta nie mamy! Musiało to być zatem bardzo dawno.

O dawnych tych czasach świadczy legenda, wysnuta z fantazji ludu i górnika polskiego. Jest to znana legenda o św. Kindze, królowej polskiej, która w cudowny sposób miała sól sprowadzić z Węgier do Polski. Od tego czasu św. Kinga stała się patronką naszego górnika i całego w ogóle górnictwa.

Tem należy tłumaczyć to niebywałe przywiązanie się i cześć dla św. Kingi ze strony polskich górników. Dlatego to w Wieliczce, w podziemiach tej pierwszej kopalni w Polsce, wykuto w soli olbrzymią, kaplicę św. Kingi, wysoka na 10 m, długa na 50 m, a szeroka, na 14 m! Jest to jedna z największych i najpiękniejszych grot podziemnych Wieliczki. To serce kopalni!

W kaplicy tej mieści się cały szereg przepięknych, artystycznie rzeźbionych w soli figur świętych, wykonanych przez samych górników. Tu odbywa się rokrocznie w północ Bożego Narodzenia uroczysta msza św. pasterska. Dlatego to górnicy tak się śpieszą teraz do tej kaplicy już prawie przepełnionej...”

Urywek ze wspomnień A. Szklarskiego (Przewodnik Katolicki 1929)

Boże narodzenie w Brazylii

“Polak - wychodźca, który po raz pierwszy obchodzi wigilię Bożego Narodzenia w dalekiej a tak gorącej Brazylii, z uczuciem tęsknoty przenosi się myślą do ojczyzny, gdzie wśród nocy, mroźnej a cichej, płoną niezliczone choinki jako wyobrażenie tego światła, które zstąpiło na ziemię w ową noc betlejemską.

Tęskni za krajem, pokrytym całunem śnieżnym, po którym wichry świszczą. Tęskni za tym śniegiem, który trzeszczy pod stopami spieszących o północy na Pasterkę. Tęskni za tą piękną polską Gwiazdką.

Pocztówka 1905-1916. Maryja z Józefem.

Nie masz tego wszystkiego w upalnej Brazylii, w której wszystko jest opak. Kiedy u nas zima, ta polska zima, tam, na drugiej półkuli, pod jasnym gwiazdozbiorem Krzyża Południa, panuje najgorętsze lato. Za dnia nieznośne upały, a w nocy tak ciepło i parno, że usnąć nie można. To też podczas Pasterki wszystko się poci, a już chyba najwięcej ksiądz przy ołtarzu i organista na chórze.

Ze wszystkich świąt kościelnych w Brazylii Boże Narodzenie najuroczyściej się obchodzi. Ponieważ jednak mieszkają tam przedstawiciele wszystkich ludów i narodów ziemskich, więc też każdy odłam obchodzi je na swój sposób. Mimo to wiele rodzin brazylijskich przyjęło od Niemców i Polaków piękny zwyczaj strojenia choinki, którą w tym wypadku zastępują młode drzewka sosny brazylijskiej, zwanej w języku portugalskim „pinheiro" (Araucaria brasiliensis). Nasi wychodźcy nazywają ją „pinjerką". Niemcy sprowadzili nawet nasienie choiny europejskiej i hodują ją pieczołowicie. Przyjmuje się ona jednak tylko w chłodniejszych górzystych okolicach.

Inne narodowości, jak Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy, ustawiają po domach żłóbki, mniej lub więcej udane. W dni świąteczne odwiedzają się wzajemnie i podziwiają swe arcydzieła. Biada temu, który by się poważył ganić cokolwiek; obraziłby śmiertelnie całą rodzinę. Bo na punkcie honoru Brazylijczycy są bardzo wrażliwi aż do przesady i śmieszności.

W Brazylii istnieje także kilka rzek, osad i miast, które nazwę swą wzięły od święta Bożego Narodzenia, zwanego po portugalsku Natal. Tak zwie się np. stolica stanu Rio Grande do Norte, oraz jedna z kolonii polskich w stanie Santa Catharina.

Kiedy budowano tam kolej z Rio Negro do San Francisco, inżynierowie, obchodzący Boże Narodzenie na tym odcinku, nad bystrym potokiem górskim, w uroczej okolicy, nazwali rzekę z osadą na pamiątkę: Rio Natal.

Oto wrażenie brazylijskiej nocy gwiazdkowej:

Gorąca noc, tak parna i zamglona.
Że pot strumieniami leje się z człowieka,
A opalona żarem dnia powieka
Na senne oko opada mi znużona.
W przedziwnym śnie przyroda pogrążona,
Gdzieniegdzie tylko pies w zagrodzie szczeka...
Samotnie marzę; myśl hen w dal ucieka,
Gdzie dom jest mój i ma ojczysta strona.
I okiem duszy widzę mą rodzinę,
Jak na Pasterkę zdąża do kościoła,
Choć skrzypi śnieg a mróz krew w żyłach ścina.
I nieskończoną dumam tak godzinę,
Choć parna noc i zieleń palm dookoła
Czarowną mi Brazylię przypomina.

Józef Stańczewski (Przewodnik Katolicki nr 1, rok 1928)

Niech te świadectwa z bliższej i dalszej przeszłości zostaną nam gdzieś z tyłu głowy i pomogą odnaleźć nową głębię w obchodzeniu przez nas Świąt Bożego Narodzenia gdziekolwiek się znajdujemy!

Wszelkie cytaty powyżej pochodzą z książki “Rok Boży” wydanej pod redakcją ks. Franciszka Marlewskiego w Poznaniu w 1932 roku.

Książka "Rok Boży" pod redakcją ks. Franciszka Marlewskiego